ART the FACT
Głos artystów amatorów i nie tylko...
Napisz odpowiedź
Forum ART the FACT Strona Główna
»
NIHIL NOVI
» Napisz odpowiedź
Napisz odpowiedź
Użytkownik:
Temat:
Treść wiadomości:
Emotikony
Więcej Ikon
Kolor:
Domyślny
Ciemnoczerwony
Czerwony
Pomarańćzowy
Brązowy
Żółty
Zielony
Oliwkowy
Błękitny
Niebieski
Ciemnoniebieski
Purpurowy
Fioletowy
Biały
Czarny
Rozmiar:
Minimalny
Mały
Normalny
Duży
Ogromny
Zamknij Tagi
Opcje:
HTML:
NIE
BBCode
:
TAK
Uśmieszki:
TAK
Wyłącz BBCode w tym poście
Wyłącz Uśmieszki w tym poście
$1
Kod potwierdzający:
$3
Przegląd tematu
Autor
Wiadomość
patEFon
Wysłany: Nie 12:15, 26 Lut 2006 Temat postu: Odcinek IV
* * *
Samolot wylądował. Pernad. Odkąd pamiętam, miasto to kojarzyło mi się z ogrodem zoologicznym. I w pewnym sensie nim było; z ludźmi jak zwierzęta, goniącymi za karierą i pieniędzmi jak za zwierzyną lub walczącymi o kobiety jak o samice. I gdy człowiek zadumał się przez chwilę nad takim stanem rzeczy, to dochodził do wniosku, iż w pewnym sensie jakaś jego cząstka została w epoce kamienia łupanego. Wsiadłem do taksówki i kazałem się zawieść na ulicę Talrepa. Patrząc na miasto przez szybę szukałem jakiś zmian w nadziei, że nie tylko ze mną dzieje się coś dziwnego. Wszystko wyglądało tak samo; nawet pomnik wodza na głównym placu był w takim samym stanie zabrudzony przez gołębie. Żadnych zmian. Za to z ulicy, na której mieszkałem zniknęło drzewo. Dziesięć metrów od mego domu rósł olbrzymi jesion. Teraz już go tam nie było. Ale co najdziwniejsze, nie zauważyłem nawet pnia. Po tym naturalnym kolosie nie było nawet śladu; jakby nigdy nie istniał. Na zewnątrz kamienica nie uległa zmianom. Tak, mieszkałem w czteropiętrowej, XIX - wiecznej kamienicy, która znajdowała się na nieruchliwej i bardzo zielonej ulicy, blisko centrum miasta. Wszedłem po schodach na trzecie piętro i stanąłem przed drzwiami swego mieszkania. I w tej chwili uświadomiłem sobie, że nie mam klucza. Zszedłem do gospodyni domu. Była nią, nie taka stara bo czterdziestoośmioletnia, pani Menpe. Zapukałem do drzwi jej mieszkania. Po chwili ukazała się w nich nie pani Menpe, ale jakaś młoda kobieta; może dwudziestosiedmioletnia blondynka.
- Słucham? – spytała. Jej głos był aksamitny. Kiedy mówiła, mięśnie na jej twarzy pięknie współgrały z wyrazem oczu.
- Chciałbym rozmawiać z panią Menpe, gospodynią domu. – odpowiedziałem.
- Niestety, nie ma jej teraz w domu. Może ja mogłabym w czymś pomóc? – spytała figlarnie. „Hm... może.”
- Chciałbym zapasowy klucz do mojego mieszkania. Mieszkam pod siódemką. Nazywam się August Frik.
- August Frik? August Frik wyprowadził się z tego mieszkania dwa tygodnie temu. – figlarny uśmiech na jej twarzy zgasł, a pojawił się inny, jakby szyderczy. I znów zaczynało się to samo.
- Ale ja naprawdę jestem August Frik i nigdzie się nie wyprowadziłem.
Już nie panikowałem, ani mój organizm nie reagował gwałtownie na takie sytuacje; no może oprócz nagłych fal gorąca i lekkich zawrotów głowy. Za to teraz opanowało mnie inne uczucie. Po prostu się wkurzyłem. Byłem już tym zmęczony.
- Jeżeli to prawda – powiedziała – to niech pan to udowodni jakoś. Nie wiem... Niech mi pan pokaże jakiś dowód tożsamości.
Już miałem wyciągnąć portfel, gdy nagle zatrzymałem się w pół drogi. Przecież moje prawdziwe dokumenty zniknęły, a tych które mam jej nie pokażę.
- Niestety, nie mam przy sobie dokumentów... Zostałem okradziony. – zacząłem kręcić. Ale z drugiej strony nie było to dalekie od prawdy.
- Bardzo mi przykro, ale nie mogę pana w takim razie wpuścić. – odparła.
Coś w jej twarzy kazało mi myśleć, że ona wie, że nabija się ze mnie. Spisek. Dlaczego nie pomyślałem o tym wcześniej. Ale spisek na mnie, przecież jestem praktycznie nikim: zwykłym szarym człowiekiem. Na szczęście moje myśli nie znalazły odbicia w moim zachowaniu. Na szczęście.
- Może zostawiłem jakiś adres, kiedy się wyprowadzałem - spytałem z ironią, ale podświadomie znałem odpowiedź: Kolk, ulica Cokola...
- Tak. Pan Frik zostawił adres na wszelki wypadek. Powiedział, że gdyby przyszła jakaś korespondencja, to należy mu ją przesłać na ten adres. - podała mi małą kartkę.
Moim charakterem pisma, był na niej nabazgrany adres, który już dobrze znałem: Kolk... „Ciekawe gdzie to w ogóle jest.” - pomyślałem.
- To chyba gdzieś na południu. - rzuciła blondynka. Na coś się jednak przydała. Z drugiej strony ciekawe skąd tyle wiedziała.
- Kim pani jest? - spytałem znienacka.
- Kto?... Ja? - zniknął uśmieszek. Szyderczy wyraz twarzy zmienił się w wielkie zakłopotanie. W oczach błyszczała panika.
- Tak, tak. Kim pani jest? I skąd pani to wszystko wie?
- Ja... jestem... rodziną pani Menpe. Nie mogę już dłużej z panem rozmawiać. Do widzenia. Uciekała. Ale...
- Nie tak szybko. Co tu się dzieje do cholery? - próbowałem zablokować drzwi, lecz ona była szybsza: już zdążyła zamknąć drzwi i przekręcić klucz.
- Niech mi pani otworzy! - krzyknąłem.
- Proszę odejść bo wezwę straż. - Panikowała; słyszałem to i czułem.
- To jeszcze nie koniec. Jeszcze się spotkamy. Obiecuję.
Odszedłem od drzwi i wyszedłem przed kamienicę. Chciałem i musiałem dowiedzieć się czegoś jeszcze. Szczęśliwym trafem właśnie wracał do domu mój sąsiad. Był to czterdziestosześcioletni brunet z lekko siwiejącymi włosami.
- Dzień dobry. Pamięta mnie pan? - spytałem gdy przechodził obok mnie. Zapytany przystanął i przyglądał mi się z zainteresowaniem.
- Nie... niestety. Chyba nigdy się nie spotkaliśmy. - odparł po dłuższym namyśle.
- W takim razie przepraszam. Musiałem z kimś pana pomylić. - Chyba zwariowałem. Już nic nie rozumiem. Nie mam już nawet domu, a dla ludzi, z którymi znałem się doskonale nie istnieje.
- Przepraszam. Jeszcze jedno pytanie. - mój dawny sąsiad był już w drzwiach kamienicy. Zatrzymał się jednak i odwrócił w moją stronę.
- Co się stało z tym drzewem, które tam rosło?
- Proszę pana, tam nigdy nie rosło żadne drzewo. Musiał się pan pomylić.
Zbladłem. Jakbym nigdy nie istniał - August Frik zniknął dwa tygodnie temu.
- Dobrze się pan czuje? - spytał brunet.
- Tak, tak. Dziękuję.
Z ogrodu przy kamienicy skręciłem w lewo. Nie wiem jak długo tak szedłem. Mijałem różnych ludzi. Śmiali się do siebie. Rozmawiali. A ja byłem sam i w dodatku nie wiedziałem co się wokół mnie dzieje. Straciłem całe dotychczasowe życie, całą przeszłość. Ale Najgorsze było to, że nie miałem z kim o tym porozmawiać; nie mogłem wyrzucić tego z siebie.
Wybiła już dziesiąta, kiedy wreszcie trafiłem do jakiegoś hotelu. Kładłem się z myślą, że zostało mi już tylko jedno: muszę pojechać do Kolku i odnaleźć tajemniczą brunetkę - Anię. To był mój jedyny cel. Nie miałem już nic do stracenia.
* * *
Forum ART the FACT Strona Główna
»
NIHIL NOVI
» Napisz odpowiedź
Skocz do:
Wybierz forum
ART the FACT
----------------
Forum
Ogłoszenia
Lekko i przyjemnie...
Co Nas gryzie...
Warsztat
----------------
Kałamarz
Migawka
Pracownia
Kinematograf
Gramofon
Czytelnia
NIHIL NOVI
Relaksownia
----------------
Optymiści
Frustraci
Urodziny, Imieniny i tym podobne...
HydePark
Co jest grane...
Ustawki
Pyskówka
fora.pl
- załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by
phpBB
© 2001, 2002 phpBB Group ::
FI Theme
Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Regulamin