Forum ART the FACT Strona Główna FAQ Użytkownicy Szukaj Grupy Profil Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości Zaloguj Rejestracja
ART the FACT
Głos artystów amatorów i nie tylko...
 Odcinek V Zobacz następny temat
Zobacz poprzedni temat
Napisz nowy temat Odpowiedz do tematu
Autor Wiadomość
patEFon
przewodnik i doradca



Dołączył: 14 Lut 2006
Posty: 395 Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: ...okolice w sumie... ale czego?
PostWysłany: Sob 9:27, 04 Mar 2006 Powrót do góry

* * *


Ludzie słyszą to, co chcą usłyszeć i widzą to, co sami chcą zobaczyć. To przekleństwo dla tych, którzy chcą odsłonić siebie, ale nie robią tego wprost – dla tych, „którzy piszą”. Naprawdę mało jest osób, które potrafią patrzeć poprzez słowa, potrafią zobaczyć to, co tak naprawdę chcemy wyrazić przez najkrótszy, najprostszy nawet wyraz, który dla nas może mieć znaczenie przeogromne. A to już jest dar.
Ktoś może się więc spytać: po co w takim razie ci ludzie piszą, skoro i tak są nie rozumiani, w jakim celu ukazują swoje wnętrza w sposób niezrozumiały dla wszystkich. Może dlatego, że nie wszyscy są gotowi by usłyszeć tę prawdę o nas, poznać drogę do nas samych i posiąść wiedzę o tym jacy jesteśmy. Może boimy się, że tą wiedzę mogliby wykorzystać by nas w pewnym sensie zniszczyć.
Może też dlatego, że nasz język jest po prostu za ubogi – za prosty by można było nim wyrazić prawdę. Przecież to słowa, które są tylko ogólnikami i skrótami. Bo czy mówiąc słowa „kocham Cię” lub „miłość” mówimy czym tak naprawdę ona jest. Nie. Bo przecież miłość to nie tylko błogostan, uczucie „lekkości” na sercu. To także troska, chęć poznania i zespolenia się z drugą osobą. Ale to także strach, czasem ból; to wiele innych uczuć.
Może też dlatego ci ludzie piszą, że to pewien sposób poszukiwań: szukanie osoby, która w końcu nas zrozumie, z którą będziemy mogli podzielić się naszym sercem, naszą duszą – tak cierpiącą i osamotnioną w większości przypadków. Przecież oto właśnie chodzi – o zrozumienie. Gdy jesteś z kimś w związku, to choćby nie wiem jak byłoby pięknie i cudownie, nie będzie on do końca szczęśliwy i pełny, jeśli druga osoba nie będzie rozumieć tego, co przeżywamy, tego co czujemy. Taki związek niema przyszłości i szybko się skończy. Często spotykamy osoby, które mają zbliżone zainteresowania do naszych, słuchają takiej samej muzyki, czytają takie same książki, mają podobne hobby i wydaje nam się, że ona nas zrozumie. Ale to złudzenie. Spotkać osobę, której dusza będzie niemalże odbiciem lustrzanym twojej, z którą będziesz miał wspólnego coś innego lub coś więcej niż tylko zainteresowania, to rzadkość, to dla niektórych cud, marzenie, które jeśli się spełnia jest wszystkim czego pragniemy i czego za żadne skarby nie chcemy utracić. Które czasami jednak się spełnia.
A może to sposób wyrzucenia z siebie nadmiaru uczuć, wszystkich pozytywnych i negatywnych emocji i przeżyć. Częściej złych. Bo człowiek nie jest przecież studnią bez dna. Wszystko, co przeżywa w głębi swego serca musi znaleźć gdzieś swoje ujście. Zawsze w takich sytuacjach, gdy mamy wszystkiego dość, gdy to wszystko się przez nas przelewa jak przez brzegi kubka, pragniemy się komuś wygadać, z kimś porozmawiać, z kimś kto nas prawdopodobnie zrozumie, z kimś kto ewentualnie mógłby nam doradzić; choć rada to bardzo niebezpieczne narzędzie. Bo nawet balon, w którego pompujemy powietrze, w pewnym momencie musi pęknąć od jego nadmiaru, a jak wiemy kończy się to dla niego „śmiertelnie”. Tak samo jest z człowiekiem. Gdy nie ma z kim porozmawiać i wszystkie emocje hamuje w sobie, wcześniej czy później człowiek „wybucha” i może to się skończyć nawet samobójstwem. I co jest najsmutniejsze, tak czasami się dzieje. Niektórzy wracają z nad krawędzi, a niektórzy już nie.
Więc czym jest pisanie? Jaki by nie był jego cel, jest na pewno jednym – krzykiem duszy o zrozumienia, które jednak tak ciężko jest odnaleźć, które tak trudno jest otrzymać. Bo najpierw trzeba znaleźć odpowiednią osobę, a to jest to, do czego tak naprawdę poprzez nasz wiersz, piosenkę czy opowiadanie dążymy.


* * *


Kolk – współczesne miasto – państwo. Wielka metropolia, w pełni samowystarczalna i dynamicznie rozwijająca się; po prostu obraz szczęścia, ucieleśnienie „dobra”. I obraz zepsucia i gnicia od środka. Świat, który wciąż trwa, choć dawno już powinien się skończyć, bo nie istnieją w nim żadne więzi, które mogłyby go spajać. Bo czyż mogą trzymać go w „kupie” dążenia karierowiczów do własnego dobra, ale nie innego jak materialne. Totalne zepsucie ludzi nie doprowadza jednak, jak na razie, do upadku Kolku. Trzyma się on jak plama ropy na powierzchni wody; równie kolorowy i równie toksyczny. Ale z drugiej strony, może to jest właśnie jego siłą. Ciągła walka, dążenie do celu po trupach, egoizm ludzi sprawia, że miasto funkcjonuje tak dobrze. Ciągły napływ świeżej krwi, to przecież nowe pomysły, ale co z tego, jeśli musisz żyć w stresie, żyć w strachu, bo dziś jesteś kimś, a jutro możesz być nikim.
Dolatując do celu samolot zatoczył koło nad miastem. Z lotu ptaka Kolk wyglądał jak wielkie czarne oko ze srebrną źrenicą. Dochodziło południe, słońce stało prawie w zenicie, a na niebie nie było ani jednej chmurki. Tylko pod nami widziałem delikatne smugi smogu. Patrząc na centrum miasta nie można było nic dostrzec. Blask słońca odbijający się od szklanych okien i drzwi budynków i wieżowców oślepiał, ale też zachwycał, bo miasto wyglądało jak jedna wielka kula ognia albo wielka latarnia – po prostu piękny widok. Ale na zewnątrz od centrum rozpościerał się czarny, miejscami brunatny pierścień slumsów. Nad niektórymi z domów unosił się dym. To tam trafiały osoby, które uciekały do tego lepszego świata, jakim zdawał się być Kolk. Tam był początek i koniec większości z jego mieszkańców. W tamtejszych obskurnych sklepach, brudnych knajpach, licznych myjniach samochodowych i fabrykach produkujących zapalniczki dla elity pracowali wszyscy, którzy się tu dostali i nie chcieli po prostu zdechnąć na obrzeżach miasta. Oni chcieli zmienić swoje życie, bo przecież po to tu przybyli – by polepszyć swój byt. Marzyli o życiu w centrum. Ale wśród nich byli także i ci, którzy jeszcze niedawno byli na szczycie i używali zapalniczek, które teraz sami robią. Ci chcieli wrócić do swego dawnego życia. To jest tak jak z morzem: kto raz usłyszy jego szum, ten już zawsze ma go w uszach i podświadomie za nim tęskni. Zresztą ludzi zawsze przyciągała woda. Tak samo oni. Znów chcieli poczuć się jak kiedyś, znów chcieli tak żyć. Ale teraz mieli lekką przewagę. Teraz znali zasady...
Samolot wylądował. Wysiadłem razem z moimi współpasażerami, ale już nie pierwszej tylko standardowej drugiej klasy. Pomyślałem, że muszę oszczędzać, bo w portfelu robiło się coraz więcej miejsca, a nie miałem pojęcia skąd mam wziąć więcej, gdyby te mi się skończyły. Nie miałem ani karty kredytowej, ani książeczki czekowej, a do banku nie chciałem iść i próbować wyciągnąć pieniądze z mojego konta. Pewnie i tak bym ich nie dostał, a poza tym mogłem napytać sobie kłopotów podając się za kogoś, kto prawie od miesiąca nie żyje. Więzienie nie było dla mnie przyjemną perspektywą.
Na każdą z osób, która ze mną leciała ktoś czekał. Na mocno posuniętego w wieku staruszka z laską czekało mnóstwo dzieci w różnym wieku razem ze swoimi rodzicami. Najmniejsze dzieci, gdy tylko zobaczyły swego dziadka, rzuciły się na niego od razu, ale on był na to doskonale przygotowany. Każdy z maluchów dostał lizaka. Na kobietę z może sześcioletnim dzieckiem czekał mężczyzna – pewnie mąż i ojciec. Wielka radość przy powitaniu. Każdy się z kimś witał. Piękny i za razem przygnębiający dla mnie widok. To smutne, gdy nikt na Ciebie nie czeka, a jeszcze smutniejsze, gdy nie wiesz już nawet kim jesteś, bo cały świat, w którym żyłeś, całe twoje życie, które miałeś doskonale poukładane – na swój sposób, wszystko to zawala się nagle i stajesz się jednocześnie kimś i nikim. Czułem się naprawdę podle. Sam. Dosłownie sam. Zresztą i tak byłem „nieżywy”. Przecież August Frik zmarł. Chyba wpadałem w depresję.
Zdałem sobie sprawę, że jestem naprawdę potwornie zmęczony po tak długiej podróży, i że stoję w tym samym miejscu od kilku minut. Obok mnie przeszła kobieta z fioletowym pudlem. „Dziwne” – pomyślałem. Rozejrzałem się za wyjściem i w tej samej chwili osłupiały zatrzymałem wzrok. Zobaczyłem ją. JĄ. To na pewno była ona – dziewczyna, którą zobaczyłem na moście. Ten sam kolor włosów, ta sama twarz. Nie mogłem się mylić. Jej obraz miałem głęboko wyryty w pamięci. Spojrzała w moją stronę. Jej wzrok prześlizgnął się po mojej twarzy. Nasze oczy się spotkały. Ale ona nawet nie zatrzymała na mnie swych oczu. Odwróciła się w inną stronę. Czyżby mnie nie rozpoznała? Nie możliwe. To NA PEWNO była ona. Nie mogłem pozwolić jej uciec. Zacząłem iść w jej kierunku. Nie odrywałem od niej oczu. Nagle, w jednej chwili zdarzyło się kilka rzeczy naraz: najpierw przebiegła obok mnie, za mną i przede mną grupa dzieci. To były wnuczki tego staruszka, ale co dziwne nigdzie nie było ich rodziców i ich dziadka. Jedno z nich wytrąciło mi gazetę z ręki. W tej samej chwili poczułem mocne uderzenie w bark. Odwróciłem się i zobaczyłem upadającego mężczyznę. Obok stała kobieta z pistoletem na wodę w lewej ręce, którym celowała w tego mężczyznę. Tak, z pistoletem na wodę. Z lufy skapywała niebieska ciecz. Widziałem jak od strony kas biegli ochroniarze. Odwróciłem się w stronę miejsca, gdzie jeszcze przed chwilą stała ta tajemnicza dziewczyna – Ania jak domniemywałem. Nie było jej znikła. Przepchnąłem dzieci i podbiegłem do tego miejsca. Rozejrzałem się na wszystkie strony, ale już nigdzie nie mogłem jej zobaczyć. Chwilę później, zaraz przed tym jak chwycił mnie ochroniarz, poczułem narastające światło w mojej czaszce. „Cholera, znowu...” – tyle tylko zdążyłem pomyśleć...


* * *


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:      
Napisz nowy temat Odpowiedz do tematu


 Skocz do:   



Zobacz następny temat
Zobacz poprzedni temat
Nie możesz pisać nowych tematów
Możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2002 phpBB Group :: FI Theme
Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)